Anegdoty z podróży Gwatemala Magazyn Meksyk Przewodniki Przydatne informacje Wyróżnione

Jak z San Cristobal de Las Casas w Meksyku dojechać lokalnym transportem nad Lago Atitlan w Gwatemali.

Jeśli nie obawiasz się ciasnoty i kilkukrotnej zmiany pojazdów to bardzo polecam przygodę z transportem lokalnym. Najważniejsze to wyruszyć bardzo wcześnie rano, by jeszcze tego samego dnia dotrzeć nad bajeczny Atitlan. Druga ważna rada to znajomości hiszpańskiego, bez tego będzie ci ciężko dogadać się, gdzie właściwie jedzie dany autobus. Nie mniej do odważnych świat należy.


Etap 1. San Cristonbal de las Casas – Comitán de Domínguez – Ciudad Cuauhtémoc – Mesilla, granicy z Gwatemalą.

Z San Cris polecam starać się złapać pierwszy mikrobus, który wyjeżdża koło 6.00 rano. To są białe mikrobusy z wielkim napisem Comitán na szybkie. Odjeżdżają z krzyżówki koło dworca ADO. Koszt to około 70 peso.

W Comitán łapię kolejnego mikrobusa do Ciudad Cuauhtémoc. Ten sam przewoźnik obsługuje obydwie trasy. Koszt 65 peso. W Ciudad Cuauhtémoc bus zostawia pasażerów pod Puesto Fronteriso, czyli biurem paszportowym, gdzie należy podstemplować wyjazd z Meksyku.

Po legalnym i oficjalnym opuszczeniu Meksyku trzeba jeszcze przejechać 4 km do właściwej granicy we Frontera La Mesilla. Dotrzeć tam można jedynie współdzieloną taksówką — taxi compartido — za 15 peso od osoby. Taxówki czekają pod daszkiem naprzeciwko biura pograniczników. Wyruszają do granicy, dopiero jak samochód się zapełni tzn. jak ma trzech do czterech pasażerów.

Nie legalnie nagrane wideo. Kierowca nie pozwolił mi robić zdjęć i filmować, gdyż ten odcinek jest kontrolowany prze mafię.

Nie legalnie nagrane wideo. Na tym najpiękniejszym odcinku na trasie do La Mesilla, kiedy pojawią się zielone góry Gwatemali. Kierowca nie pozwolił mi robić zdjęć i filmować. Granica jest kontrolowana przez mafię, która przerzuca narkotyki oraz ludzi. Codziennie w nocy tymi górami dziesiątki, jak nie setki migrantów dostają się na teren Meksyku poświęcając swoje zdrowie i życie dla nadziei, jaką jest lepsze życie w USA. Na własną rękę przejść się nie da, bo haracz trzeba zapłacić tak czy siak. Z tego co się dowiedziałam, mafia zainteresowała się przemytem ludzi głównie po to, by mieć kontrole nad nimi. Nielegalnie przekraczające grupy ludzi zwracały na siebie uwagę policji i wojska, a szmuglując narkotyki ostanie czego się, chce to zainteresowanie mundurowych. Więcej na ten temat napisze w osobnym artykule.

Etap 2. Granica Meksyk – Gwatemala w La Mesilla.

Taxi zostawia pasażerów jakieś 50 m od przejścia granicznego, pośrodku typowego dla takich granic targowiska. Trzeba sobie podejść do małego, niepozornego biura po prawej stronie. W zasadzie jeśli samemu się tam nie podejdzie, to nikt nawet nie zapyta, gdzie idziesz, wiec bez problemu można wejść do Gwatemali nieleganie. Podobnie zresztą jak Meksykańscy urzędnicy migracyjni nie zwracają uwagi i specjalnie nie zachęcają, by sie wylegitymować. Zatem do taksówki można, by wsiąść bez podbijania paszportu.

Szybkie podstemplowanie, zero opłat czy niepotrzebnych pytań, miła atmosfera i sympatyczna obsługa.

Jeszcze zanim weszła do biura migracyjnego, obskoczyli mnie panowie wymieniający peso i dolary na quetzale. Kurs w stosunku do oficjalnego w bankach w Antigua mają słaby. Niestety jeśli jedziesz gdzieś w głąb tej części Gwatemali lub do jednej z wiosek nad jeziorem Atitlan to nie masz wyjścia, gdyż w małych mieścinach nie ma banków. Nad Atitlanem tylko w okropnym Panajachel jest ich kilka. W pozostałych miasteczkach malowniczo położonych wokół jeziora takich jak San Pedro, San Marcos, Santiago pieniądze się wymieni tylko w agencjach turystycznych po tym samym kursie co na granicy, czyli 1 usd = 7 que [dane na styczeń 2023]

La Mesilla to targowe, głośne miasteczko na granicy Meksyku i Gwatemali. Foto. Dominika Serzysko
Pierwsza podroż lokalnym colectivo, była w miarę spokojna mimo szybkiej jazdy kierowcy i wyprzedzania na trzeciego na zakrętach.

Etap 3. La Mesilla – Huehuetenango – Cuatro Caminos – Kilómetro 148 Carretera Interamericana – bus lub autostop do San Pedro.

Po przekroczeniu granicy można załapać moto taxi lub przejść się kawałek jakiś 1 km wzdłuż drogi do tzw. dworca autobusowego. Jest on dość niepozorny i nieco ukryty. Najlepiej zapytać kogoś, by wskazał drogę. Z La Mesilla jeżdżą colectivos – lokalne autobusy — nazywane chicken bus do Quetzaltenango, ale jak akurat takiego nie ma, to najlepiej łapać co jest i się przesiadać, bo potem może być za późno. Je od razu miałam autobus do Huehue, czyli Huehuetenango.

W Gwatemali miasta mają dość długie nazwy, więc lokalsi stosują skróty. W pierwszym momencie można poczuć się zagubionym, ale w miarę poznawania mapy kraju skróty staj się oczywiste. Huehuetenango to Huehue, San Sebastian to San Se, Chichicastenango to Chichi itd.

Z La Mesilla do Huehuetenango dojechałam w 2 h za 30 quetzali. Miasto Huehue nie wygląda zachęcająco, duże, gwarne, pylaste i gorące. Jest jednak bramą do tej części kraju. Jeśli planujesz jechać w kierunku Visis Caba czy granicy z Meksykiem na terenie Lacandonów to tutaj musisz łapać kolejnego busa.

Ja po 30 min wsiadłam do Chicken busa do Xela po to, by wysiąść na krzyżówce Cuatro Caminos, gdzie miałam łapać busa do Gwatemala City, który przejeżdża koło Kilómetro 148 Carretera Interamericana. Koszt busa 35 quetzali. Przy 148 kilometrze od głównej trasy odbija droga wiodąca przez małe miasteczka prosto do San Juan, a dalej San Pedro. 

Robiło się późno, słońce chyliło się ku zachodowi, a ja miałam jeszcze sporo kilometrów do celu. Zaczęłam się lekko niepokoić, ale opanowałam te myśli, bo nerwy i tak nie pomogą, za to dobry humor zawsze się sprawdza. W końcu pojawił się pękający w szwach collectivo do Guate. Wsiadłam, a w zasadzie wcisnęłam się z moim wielkim plecakiem blokując wejście i gałkę zmiany biegów przy kierowcy. Zapytałam pomocnika nawołującego pasażerów i pobierającego oplaty za przejazd czy wskaże mi, gdzie mam wysiąść, by dotrzeć do San Pedro. Co w tym ścisku i zamieszaniu nie jest takie proste. Na szczęście w autobusie, był też chłopak, który jechał tam, gdzie Ja, czyli do San Juan, wioski przed San Pedro. Powiedział, że da znać kiedy mamy wysiąść. 

Uff przynajmniej na chwile nie musiałam być czujna w tym temacie. Ludzie ciągle wsiadali i wysiadali, ja z tym wielkim plecakiem zawadzałam na przejściu. Nikt się jednak nie denerwował. Widać było, że pasażerowie są przyzwyczajeni do takich warunków jazdy. Po chwili młoda kobieta siedząca pod oknem na przednim lewym siedzeniu zaproponowała, że potrzyma mój plecak na swoich kolanach. Zapytałam, czy na pewno, bo jest ciężki. Ona — że tak, że da radę. Trzymała moje 18 kg przez półtorej godziny. Ja w międzyczasie zmieniłam „jogiczne assany” trzymając się to tej rurki, to tamtej, z nogą w górze, z boku lub między kolanami innego pasażera. W pewnym momencie zwolniło się trzecie miejsca na dwuosobowej ławeczce, więc usiadłam jednym pośladkiem i tak balansowała kolejne 30 min. Koszt takiej miłej podróży to 20 quetzali.

Cjicken Busy to prawdziwe arcydzieła lokalnej estetyki. Silnik może ledwo zipać, ale z zewnątrz autobus będzie piękny, kolorowy, wymuskany.
Typowy dworzec autobusowy w Gwatemali. Trzeba patrzeć po napisach na przedniej szybkie lub nasłuchiwać nawolywań pomocników kierowcy

Chicken busy to stare amerykańskie autobusy szkolne. W Stanach Zjednoczonych wycofane z użycia ze względu na wiek czy stan techniczny trafiają do krajów Ameryki Centralnej, stając się dalekobieżnymi autobusami liniowymi. Mieszkańcy tych krajów są drobni i niscy średni wzrost to 150 cm, więc na szerokich siedzeniach typu ławeczka mieszczą się w trzy osoby. Często między siedzeniami zawisa kolejna osoba. Naprawdę nie wiem, jak oni to robią i czy to jest wygodne, ale potrafią tak jechać, wisząc w powietrzu opartymi pośladkami na brzegu prawego i lewego siedzenia.

Etap 4. Kilometro 148 – Santa Catalina – San Juan – San Pedro.

Za oknem zrobiło się zupełnie ciemno. Pomocnik kierowcy zakrzyknął — kilometro 148 – i trzeba było się przygotować na szybkiego wyskakiwania z pędzącego autobusu niczym spadochroniarz w momencie desantu. Wraz z Marco wylądowaliśmy w ciemną noc na skrzyżowaniu z brakiem perspektyw na jakiegokolwiek busa czy mini vana. Na szczęście nie byłam sama i co ważniejsze z lokalną osobą u boku. Pozostało nam łapanie stopa. Marco nie napełnił mnie nadzieja, mówiąc, że od pandemii (pandemia COVID w latach 2020 -2022) ludzie mało się zatrzymują, dawniej to była norma.

Po trzydziestu może czterdziestu minach zatrzymaliśmy pierwszego pick-upa. Podwiózł nas do Santa Clara. Następnie złapaliśmy moto taxi, ale coś się Marco nie dogadał, bo kierowca obwiózł nas po miasteczku i wysadził 500 m dalej. Po kolejnych 30 minutach drugiego pick-upa. Wskoczyliśmy na pakę i krętą, bardzo stromą drogą pojechaliśmy do San Juan. W nocy nie było widać tych ostrych zakrętów, które zobaczyłam, kilka dni później wyjeżdżając.

W San Juan pożegnaliśmy się z Marco i lokalną moto taxi [10 quetzali] pojechałam do San Pedro, gdzie jak się okazało, nie mogą wjeżdżać moto taxi z San Juan. Tuż za szlabanem wjazdowym do miasteczka czekały te z San Pedro [10 quetzali]. Na szczęście to był ostatni środek lokomocji tego dnia. Zawiózł mnie prosto do hotelu Pinochio. Przejażdżka zanurzonymi w noc, stromymi, prawie pionowymi uliczkami San Pedro skutecznie mnie obudziła. Żałuje, że tego nie nagrałam. Młody kierowca wchodził na pewniaka ostro zakręty, za którymi była stroma spadająca ulica, lub wjeżdżał na pełnym gazie w wąskie dwukierunkowe dróżki. Rzadko kiedy zwalniał, nie używał klaksonu jechał prosto do celu z precyzją gps. Po wejściu do pokoju mialam siły już tylko na sen.

Podsumowując:

Koszt przejazdów 150 peso + 115 quetzali co daje około 35 + 65 = 100 zł. Czas przejazdu około 12-14 godzin.

Z San Cristobal do San Pedro jeżdżą bezpośrednie, turystyczne shuttle za 1000 – 1300 peso czyli około 250 – 300 zl. Czas przejazdu około 10 godzin.

Podziel się :

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *